Gdzieś w Środzie Śląskiej i to we środę,
a ściślej mówiąc w śnieżną pogodę,
„ś” sześćdziesięciu gości sprosiła
i urodziny swe wyprawiła.
Najwcześniej z wszystkich przybyła świnka,
zaś potem śpiesznie świnki kuzynka,
większość świetlików, świerszczy rodzina,
na samym końcu spóźniony ślimak.
„Ś” oczywiście wespół ściskali –
ci duzi, średni, a także mali –
słali życzenia tak ślicznej treści,
że to się wcale w głowie nie mieści.
Przy tym z uśmiechem nieśli prezenty:
śpiwory, ścierki i śrubokręty.
„Ś” śmietankowy torcik upiekła
(myślę, że gościom aż ślinka ciekła),
świderki oraz wstążki w rosole
stały z pewnością jeszcze na stole
i naleśniki z wiśniowym dżemem,
garść kwaśnych śliwek. Co więcej? Nie wiem.
Cóż, na przyjęciu zgiełk był aż taki,
że się zmieniło wszystko w przyśmaki,
prosto na obruś spadały z buźki
już nie okruchy, tylko okruśki.
Tak noc minęła, a wczesnym świtem
„Śto lat!” śpiewano ciągle z zachwytem.
Tekst © Copyright by Mariusz Szwonder. Wszystkie prawa zastrzeżone, autor zezwala na używanie i kopiowane utworu jedynie w celach niekomercyjnych.