Na czereśni Bazyli szpak
nagle zaczął śpiewać wspak.
I choć śpiewał, jak tylko umiał,
nikt go odtąd nie rozumiał.
Na gałęzi usiadł kos:
„Co masz taki dziwny głos?”
Szpak pod nosem coś zaśpiewał,
ale co, to kos nie wiedział.
Narzekała mądra sowa:
„Od twego świergotu boli mnie głowa.”
Zebrała się ptaków gromada:
„Na to jest tylko jedna rada:
trzeba prędko do doktora.”
I pofrunęły do dzięcioła.
Dzięcioł włożył okulary,
chociaż nie był wcale stary.
Posłuchał serca przez stetoskop,
obejrzał piórko przez mikroskop.
Zajrzał do gardła, w dziobek stukał,
przyczyny dziwnej choroby szukał.
Myślał: „Biedny nasz Bazyli.”
I swoje czoło nad nim chylił.
„Z wszystkich sił się będę starał,
by lekarstwo znaleźć zaraz.”
„O! Bardzo proszę, już jest gotowa
dla Bazylego mieszanka ziołowa.
A tu oto na łyżeczce
wypij kropli choć kapeczkę.”
Doktor godny jest podziwu,
szpak wypił wszystko bez sprzeciwu.
I po kłopotach całodziennych
zrobił się nagle bardzo senny.
Więc przefrunął całe miasto,
by w swym gniazdku smacznie zasnąć.
Rankiem, kiedy się obudził,
poprawnie już śpiewał i mówił.
I pomyślał: „Coś takiego?
Dzięcioł mnie wyleczył z tego.”
Przyleciał kos i w wielkim zdumieniu
pyta: „O jakim Ty mówisz leczeniu?
Chyba coś Ci się przyśniło,
wszak wszystko w najlepszym porządku było!”