Przychodzi stonoga do szewca w sobotę
Z takim to oto banalnym kłopotem:
„Trzeba mi butów na nowe czasy,
Bo mi się w starych zdarły obcasy.
Na każdą porę roku osobne
I żeby nie były do siebie podobne”.
Szewc się namyśla i drapie po głowie:
„To ci dopiero zadanie, nie powiem!”
Kręci się, chodzi dokoła stonogi
I miarkę przykłada do każdej jej nogi.
Wziął się do pracy, długo wszystko trwało,
Lecz koniec końców wszystko się udało,
Bo robił, i robił, i robił, i robił,
Aż wszystkie czterysta par butów zrobił.
„No, droga pani – pot z czoła ociera –
Proszę po kolei przymierzyć je teraz”.
Mierzy je stonoga, mierzy z dziarską miną:
„Jutro tutaj przyjdę z całą mą rodziną”.