Czarna miotła w kącie stała,
zatańczyć oberka chciała.
Więc po kuchni się rozgląda,
tu spoziera, tam zagląda.
Szepce cicho do wiaderka:
— Zatańcz ze mną dziś oberka.
Więc wiaderko, jak nie skoczy,
w stronę miotły się potoczy
i już poszło szybko w tany,
tańczy jak zaczarowane.
Miotła wzięła się pod boki,
w tańcu liczy wszystkie kroki.
Skacze w górę aż wiruje.
zupa w garnku się gotuje,
Kipi cała aż ze złości,
chce być smaczna dziś dla gości.
Lecz zatańczyć też by chciała,
więc się na głos rozpłakała.
Oni tańczą, ja się duszę,
w ciasnym garnku siedzieć muszę.
Miotła z wiadrem aż stanęli,
problem zupy wnet pojęli.
Jak nie złapie wiadro garnek:
— Twoje życie teraz marne!
Spróbuj nie zatańczyć z zupą,
będzie z tobą zaraz krucho!
Garnek trochę przestraszony,
nawet nieco zawstydzony,
porwał zupę raz, dwa, trzy,
tańczą razem aż się skrzy.
Wszystko teraz roztańczone:
garnek z zupą, wiadro z miotłą
i szufelka wraz z szczotką.
Raz oberka, raz kankana,
tańczą do białego rana.
A nad ranem nagle cisza,
gospodyni już się zbliża
i pod pachę garnek bierze
aż zatrzęsły się talerze.
Wszyscy pracą pochłonięci,
w rytm muzyki jak zaklęci,
żwawo, skrzętnie się ruszają
i po sobie znać nie dają,
że są bardzo przemęczeni,
nikt tu w kuchni się nie leni.
A muzyka wciąż tu gra,
wszystko swoje miejsce ma.
Tak więc kuchnia roztańczona,
od dziś tańczy, jak szalona.