Dzień był piękny za oknami,
zatem Nina, z rumieńcami,
poszła z mamą w stronę miasta,
aby kupić ser do ciasta.
Wciąż zerkała mała Nina
po chłopakach i dziewczynach,
co po drodze ją mijali
lub gdzieś z boku sobie stali.
Pokazując swoje nerwy,
plotła Nina wciąż bez przerwy:
„Jakie ona ma buciki,
jakie tamta ma trzewiki!
Też chcę takie. Ja mam brudne.
Ależ są jej spodnie cudne!
A ten chłopak to ma pieska.
A ta czapka jest niebieska,
ja mam żółtą, ja mam brzydką,
wyszywaną starą nitką!
Ta, co stoi tam schylona,
lepszy model ma smartfona.
Też mi chyba się należy!
Tyle modnej tu odzieży
i torebek, i płaszczyków,
droższych mych odpowiedników…
Również pragnę mieć te rzeczy!
Mamo, chyba nie zaprzeczysz,
że to jest niesprawiedliwe?”.
Mama oczy swe troskliwe
wprost na Ninę odwróciła,
ale wciąż nic nie mówiła.
Kiedy zaś wróciły z miasta,
dała mama ser do ciasta.
W całym domu tak pachniało,
że wnet Ninie się zachciało
zjeść sernika, choć kawałek.
Mama odłożyła wałek.
„Zaraz ciasta ci ukroję,
jednak teraz wciąż się boję,
że ktoś lepsze upiekł może.
Chętnie najpierw cię powożę
po znajomych i sąsiadach,
abyś mogła na tych zwiadach
sprawdzić innych też kucharzy.
Może lepszy się nadarzy?”.
Nina nic nie rozumiała.
Inne ciasto by jeść miała?
To o jej serniku śniła!
Mama wnet jej wyjaśniła:
„Coś ci powiem, więc uwaga:
zazdrość wcale nie pomaga,
gdyż nie można mieć wszystkiego.
Trzeba dostrzec coś dobrego
w tym, co sami posiadamy.
Doceń zatem wypiek mamy
lecz i wszystko, co jest twoje.
Teraz ciasto ci pokroję”.
Nina lekcję zrozumiała.
a gdy ciasto zajadała,
to do wniosku doszła tego,
że nie musi mieć wszystkiego,
co najlepsze jest na świecie.
A czy wy już o tym wiecie?