W małej zagrodzie, w skromnym chlewiku,
Trzymał gospodarz świnek bez liku,
A każda sztuka bardzo dorodna,
Bo je gospodarz z troską doglądał.
Wszystkie grubiutkie i okrąglutkie,
Ledwo je noszą ich nóżki krótkie,
Tak trudno unieść ten wielki ciężar,
Muszą się nóżki bardzo wytężać.
Lecz w każdym stadzie zdarzyć się może,
To, co zdarzyło się w tej oborze,
Gdzie na świat przyszła w miesiącu maju
świnka jedyna w swoim rodzaju.
Nie chciała tak, jak inne świnki
Jeść, żeby nabrać grubej słoninki,
Wprowadzać chciała nowe zwyczaje,
Gdzie młoda starszym przykład daje,
By odtąd wszystkie modne świnie
Zaczęły w końcu dbać o linię.
„Kuzynki świnki, droga nie tędy,
Trzeba wprowadzić nowe trendy,
Chcecie już zawsze być toporne?
Zacznijcie wreszcie liczyć kalorie!
Idźcie na basen, na aerobik
Coś trzeba z waszym wyglądem zrobić,
Do kosmetyczki pójść, do fryzjera,
Tak się zaniedbać, toż to afera!”
Wtem odezwała się maciora:
„Nie pokaz mody to, lecz obora,
Więc nie słuchajcie tych głupot, świnie,
Tego nie było w naszej rodzinie,
Żeby myślała świnka mała,
Że cały rozum pozjadała.
Musi w przyrodzie być równowaga,
W świńskiej naturze jest duża waga,
Więc się nie mądrzyj, głupiutka świnko,
Tylko obrastaj równo słoninką.
Ogłady nabierz i kultury,
Nie próbuj zmieniać praw natury!”