Maraton zwierzęcy
Wiersz

Maraton zwierzęcy

Autor: Marek Wnukowski

Pierwszego dnia wiosny, dla zabicia czasu

Zarządził lew biegi dookoła lasu

Trasa będzie wiodła od płaczącej brzozy

Przy stawie, po łące, gdzie pasą się kozy,

Na przełaj młodnika, tuż obok mrowiska,

Przez kładkę nad rzeczką, blisko nory liska.

A metą pień będzie, przy dwóch starych dębach –

Tam miś, jako sędzia stoi z gwizdkiem w zębach.

Na starcie stanęły przeróżne zwierzaki –

I małe, i duże, mrówki, ptaki, ssaki

Skrzydeł nie używać, ważny przepis taki,

I można biec tyłem, bo są też i raki !?

Rano, gdy się wszyscy biegacze zebrali

Łoś machnął ogonem i… wystartowali !

Ruszyli z impetem, kurz wzbił się pod niebo

Upadły dwie myszy, kret uderzył w drzewo…

Stonoga też leży, wpadła na wielbłąda;

Kiedy ma się sto nóg, można się poplątać…

Ktoś mrówkę przydeptał, gil stracił trzy piórka

Żubr gęś rogiem ubódł, leży w rowie sójka,

Żyrafa zahacza o gałęzie brzozy,

Zachwiało nią mocno, przewraca dwie kozy,

Zebra też upadła, za bardzo się spieszy,

Leży i wygląda, jak przejście dla pieszych…

Od tumanu kurzu, co wzbił się po chmury –

Zrobiło się ciemno, więc spać poszły kury..

Dzik w tym zaciemnieniu, pomylił kierunki

Potknął się o korzeń i stoczył się z górki

Na trasie się tworzą peletonu grupki

Na czele żuk biegnie; choć ma małe stópki

W środku biegną ptaki, sarny, ćmy, robaki

A na końcu, no tak – rak, żółw, dwa ślimaki

Ciężko kroczy krowa, byk jak pociąg sapie

Leniwiec ze świnią, z tyłu ledwo człapie

Kaczka świetnie biegnie, kiwa się na boki,

Trudno ją ominąć, z drogi spycha sroki

Każdy bardzo pragnie być pierwszy na mecie

Ale kto to będzie? Wkrótce się dowiecie…

Gdy już na półmetku byli co niektórzy,

Zagrzmiało, niechybnie to zapowiedź burzy.

Po chwili się piekło w lesie rozpętało

Waliły pioruny, na niebie błyskało

Zrobiło się groźnie, wiatr złamał dwa dęby

A z zimna zwierzętom klekotały zęby,

Zająca, choć prawie był na linii mety,

Wiatr porwał, bo uszy, ma duże, niestety…

Burza zakłóciła zwierzęce zawody

Chrząszcze się topiły, tyle było wody

Zwierzaki schowały się w krzakach przed deszczem

Rzuciły się na nie wygłodniałe kleszcze

Lecz były i takie co się nie schowały

I te bez przystanku do mety zdążały

To one w tym zimnie i strasznej ulewie

Pierwsze się stawiły na mecie, przy drzewie

Wygrał biegi ślimak, on to w wodzie chyba

Czuje się nie gorzej, niż niejedna ryba

Drugi, bardzo dumny, żółw wkroczył na metę

Żółwie mu wieczorem zgotowały fetę

A trzeci na mecie melduje się pan rak

I sukces to podwójny, bo rak biegł na wspak

UdostępnijFacebookX
Dołącz do dyskusji

Instagram

Instagram has returned empty data. Please authorize your Instagram account in the plugin settings .

Please note

This is a widgetized sidebar area and you can place any widget here, as you would with the classic WordPress sidebar.