Koń u dentysty
Wiersz

Koń u dentysty

Autor: Marek Wnukowski

Dzień pochmurny był i mglisty

Gdy koń przyszedł do dentysty

– Bierz obcęgi i rwij zęby,

Pysk ma pusty być i czysty

One mnie już denerwują

Wcale do mnie nie pasują,

Duże, żółte i się szczerzą

No i się za często psują

Patrz pan tu – w jedynce, plomba,

Srebrna, wielka niczym bomba

Kosztowała mnie majątek,

A jak osioł w niej wyglądam

Prawie w lustro już nie patrzę,

Bo co spojrzę zaraz płaczę,

Strasznie mnie te zęby szpecą,

Bierz obcęgi, rwij, ja płacę

Sztuczną szczękę wstawię sobie

Będę zęby miał jak człowiek

Że mam zęby jak łopaty

Nikt mi więcej już nie powie

Lekarz konia wzrokiem mierzy

Własnym uszom wręcz nie wierzy

A koń siedzi już w fotelu;

Wielkie, żółte zęby szczerzy

Doktor patrzy mu do gęby:

– Słuchaj koniu, twoje zęby

Zdrowe są i bardzo mocne

Niczym dwustuletnie dęby

Cęgi kładzie na stoliku

– Pójdę na dół, do sklepiku

Do wyrwania twoich zębów

Trzeba z pięć ton dynamitu…

Nic koniowi się nie stało

Choć dentyście się zdawało

Że, gdy zwiewał koń przez okno

Szkło się za nim posypało…

UdostępnijFacebookX
Dołącz do dyskusji

Instagram

Instagram has returned empty data. Please authorize your Instagram account in the plugin settings .

Please note

This is a widgetized sidebar area and you can place any widget here, as you would with the classic WordPress sidebar.