Mój dobry kolega Jerzy,
Taka sobie swojska dusza,
Dwa metry z kawałkiem mierzy…
Bez butów i bez kapelusza!
Ja, by sięgnąć mu do brody,
Nie chcę w szczegół mego wzrostu brnąć,
Muszę wejść albo na schody
Albo się na palce wspiąć.
Dość pociesznie to wygląda,
Budzi radość panów, pań,
Gdy on w dół na mnie spogląda,
A ja w górę patrzę nań.
Ja do tego zaś podchodzę
Dość przekornie, bez mozołu:
Ja kurz widzę na podłodze,
A on kurz na żyrandolu.