Ruda wiewióreczka mała,
głodny brzuszek wczoraj miała,
bo niestety zapomniała,
gdzie zapasy swe schowała.
Pamiętała, że żołędzie
w dziupli były w starym dębie,
tam na wielkiej tej polanie,
gdzie spacerowały łanie.
Ale w zimie śnieg puszysty
wszystko bardzo szczelnie przykrył
Wiewióreczka biega wszędzie:
„Gdzie podziały się żołędzie?”
„Może pójdę do borsuka,
może borsuk ich poszuka?”
Borsuk na to: „dziś nie mogę,
wiosną chętnie Ci pomogę.”
Poszła zatem do jeżyka:
„Może jeża o to spytam?”
Ale jeżyk mimo chęci,
nie miał zbyt dobrej pamięci.
Mijała kolejne dąbrowy
aż dotarła do mądrej sowy.
„Pomóż mi sówko, bo jestem w biedzie,
myślę już tylko o smacznym obiedzie.”
Sowa na to: „Nie pamiętam.
Wiem, że wtedy były Święta.
Stół był suto zastawiony,
wielu gości zaproszonych.”
„Ach! Już sobie przypominam.
Wszystko to jest moja wina.”
Więc spuściła tylko głowę,
pożegnała mądrą sową.
I z powrotem przez dąbrowy
poszła tempem spacerowym.
Sowa z natury swojej dobra
myśli: „wiewiórka nie może być głodna.”
I przejęta tym szalenie,
napisała ogłoszenie,
że zaprasza panów i panie
na wieczorne zebranie na leśnej polanie.
Zwierzęta liczną gromadą przybyły
i bezspornie tak stwierdziły:
że czym tylko wszyscy mogą
wiewiórkę w potrzebie wspomogą.
I tak jak postanowiły
do wiewiórki wyruszyły,
bo prawdziwi przyjaciele
na kłopoty zaradzą wiele.