Moja mała Weronika jest podobna do chochlika,
gdy ją budzę co dzień z rana – straszy głowa rozczochrana,
przestraszyła znów sąsiada, a to przecież nie wypada,
żeby mała Weronika była brana za diablika,
przeraziła babcię Zosię, gdy zagrała jej na nosie,
babcia woła : „To afera, trzeba wezwać tu fryzjera,
żeby ostrzygł naszą małą, co straszy rodzinę całą
i wygląda jak stwór dziki, albo małpka gdzieś z Afryki!”
Lecz jak słowo w czyn wprowadzić, jak fryzurę tę uładzić,
kiedy sterczą w każdą stronę małej włosy nastroszone?!
Dziadek woła : „Tu jest rada – małą musi lekarz zbadać!”
Weronika na to bryka i udaje z lasu dzika,
kto dzikuskę tą poskromi, nikt nie może jej dogonić,
chociaż gna cała rodzina, cała wioska, cała gmina,
mała wciąż robi uniki, nikt nie złapie Weroniki…
Nagle z domu woła mama : „Przerwać akcję! Przyszła sama!
W podskokach do kuchni wpadła, wykrzykując – COŚ BYM ZJADŁA!!! -”
Weronika obiad zjada, mama włosy jej układa,
splata z tyłu dwa warkocze – toż to dziecko przeurocze,
cieszy się cała rodzina, cała wioska, cała gmina,
że skończyły się wybryki mojej małej Weroniki.