Hipopotam, słoń czy smok –
Każdy czasem cmoka: cmok!
Całus mamy pachnie groszkiem,
bzem, budyniem i tym proszkiem,
który sypie do szarlotki.
To dlatego jest tak słodki!
Buziak taty troszkę kłuje,
więc gdy tatuś mnie całuje
w nosek lub po bosych piętach,
to ze śmiechu prawie pękam!
Całus dziadka jest brodaty
i ma kształt cukrowej waty,
a w dodatku, jak mag z baśni,
umie każdy mrok rozjaśnić!
Babcia zaś całuje tak,
jakby piórkiem muskał ptak –
delikatnie i mięciutko,
ciepło i z uśmiechu nutką.
Za to całus mego brata…
to kataklizm! koniec świata!!!
Gdy ten maluch cmoknie: Cmok!,
człowiek ma we włosach sok,
pół lizaka i obiadek,
błoto, piach i czekoladę.
Co innego, gdybym… gdybym…
dostał kiedyś (choć na niby)
garść buziaków od tej Zosi,
która czapkę w groszki nosi…
Eee… nie mówmy o tym. Psyt!
Bo zrobiło mi się wstyd.
Całus Reksia jest jak sztorm –
nie uznaje żadnych norm,
atakuje niespodzianie,
burzy mamie uczesanie,
potem tatę liże w nos,
a mnie w ucho… co za los!
Jednak wszystkie te całusy:
taty – szorstkie jak kaktusy,
brata – lekko upaćkane,
mamy – słodkie i kochane,
psa – kudłate i szalone,
darowane i kradzione
pocałunki babć i Zoś,
wszystkie z sobą łączy… coś.
Co takiego ?
Mówiąc w skrócie, to po prostu jest…
UCZUCIE !
Misiu…? Misiu, nie uciekaj!
Daj mi buzi! No…? Nie zwlekaj!
Przecież każdy – miś czy smok –
czasem cmoka: cmok… cmok! cmok!!!