Oj, radosny to był wtorek
Nie dla niego, to rzecz jasna
Gdy Antkowi pękł rozporek
Śmiało z niego się pół miasta
Zamek pewnie pękł, gdy siedział
Gatki widać było w kroku
A on o tym nic nie wiedział
Siedział, drapał się po boku
Każdy patrzy, uśmiech tłumi
Palcem sobie pokazuje
Nawet wiatr już o tym szumi
A on siedzi, gumę żuje
Choć to trochę nie wypada
W sklepie, w windzie, w metrze, w biurze
Nikt o niczym już nie gada
Tylko o tej jego dziurze
Szczęście, że miał czyste gatki
Białe, widać dziś ubrane
Bo brudasy, są przypadki,
Często noszą je nie prane…
Co tak wszystkich dziś bawiło
Odgadł wreszcie tuż przed spaniem
Jego też to rozśmieszyło
Śmiał się, kiedy zdjął ubranie