Znacie to, czy też nie znacie,
Wiem, że chętnie posłuchacie.
Stary piekarz, noga za nogą,
Szedł do domu polną drogą
Prosto, w lewo, przez zakręty,
Cały wesół, wniebowzięty.
Nagle patrzy: tuż przy drodze
Stoi dom na ptasiej nodze
Cały w piórach, ze skrzydłami
I krwistymi koralami,
Jakby był cudacznym ptakiem.
Któż to może mieszkać w takiem?
„Halo, halo!” – Piekarz woła
I obchodzi dom dokoła.
Puka do drzwi, w okna łypie
I nie wierząc skórę szczypie:
W środku mnóstwo stołów stało,
Blisko sto… a i to mało!
Mnóstwo stołów ustawionych
I bogato zastawionych.
Mięsa, ciasta oraz sery,
I przystawki, i desery,
Istny miód dla podniebienia…
Wszystko nie do przejedzenia!
Wszedł więc piekarz całkiem śmiało.
„Szkoda, by się zmarnowało!”
Przeto siada za stołami
I rozparłszy się łokciami
Będzie mieć przyjęcie huczne…
Ale patrzy: wszystko sztuczne!
Mięsa, ciasta oraz sery,
I przystawki, i desery,
Istny miód dla podniebienia…
Ale nic nie do zjedzenia!
Więc czym prędzej drzwi dopada,
Ale klamka nie zapada.
Co tu począć z dolą marną?
Popadł piekarz w rozpacz czarną.
Dumał, myślał, utyskiwał,
Szlochał, jęczał, popłakiwał,
Rok, dwa lata, trzy dekady
Uciec stamtąd nie dał rady…
Aż wichura dach zerwała
I w daleką dal porwała.
Wspiął się piekarz zadyszany
Na sam szczyt wysokiej ściany,
Po czym skoczył z wysokości
I był znowu na wolności.
A odwdzięcza się w ten sposób,
Że chleb piecze dla stu osób.
Nie wierzycie, że tak było?
A kto piecze chleb, aż miło?