To poranek był zimowy.
Na peronie kolejowym
Zdjąłem mokrą czapkę z głowy,
Aby strzepnąć śnieg.
Odnalazłem pusty przedział,
Nie chcąc, by ktoś obok siedział.
Spiker odjazd zapowiedział.
Pociąg zaczął bieg.
Wszystko szło właściwym torem.
Jak co tydzień, jak co wtorek.
Każdy gest miał stałą porę.
Nie pragnąłem zmian.
Rozmyślałem, gniotąc bilet,
O tym komu, co, za ile,
Nieświadomy, że za chwilę
Runie cały plan.
Mój cel był już za zakrętem.
Miałaś włosy w kucyk spięte.
Zapytałaś, czy zajęte.
Zaskoczyłaś mnie.
To zimowy był poranek.
Przegapiłem swój przystanek,
I zmierzając gdzieś w nieznane,
Przedstawiłem się.