Pewna rozgniewana Żaba,
Do Ropucha rzecze:
-Kup mi futro!
Bo mą skórę
Nadto słońce piecze!
Po kąpieli,
W zimnej rzeczce,
Skóra mi aż cierpnie,
Więc mi spraw to futro wreszcie,
Ja okropnie cierpię!!!
Ropuch srodze się zatrwożył,
Dosyć miał już kłótni,
Zastanowił się i wkrótce ,
Futro żonie kupił.
– Jakie piękne!
Mój kochany,
Włożę je od razu,
Pójdę teraz,
By w futerku,
Wskoczyć wprost do stawu!
Nim kąpieli w nim zażyję
Spojrzę w tafli lustro
I niech wszystkie bobry, nutrie,
Widzą we mnie bóstwo!
Gdy pływała dumna z siebie,
Że jest taka modna,
Nasiąknięte wodą futro,
Pociągnęło do dna!
Nim ją Ropuch uratował,
Rechot żab słyszała:
-Patrzcie jaka elegantka
W futrze tu pływała!
Nie zadała Żaba szyku.
Zna głupoty ciernie.
Już nie prosi o futerko,
Skórkę nosi wiernie…