Pewnego poranka las ze snu się zbudził,
Po tylu miesiącach mróz chyba się znudził.
Zostawił w spokoju policzki i uszy,
Do mroźnej krainy z powrotem wyruszył.
Pod stopami już nie śnieg, lecz mech mięciutki
Las z dnia na dzień stał się zieloniutki.
Na kwiatki kolorowe poczekać jeszcze trzeba,
Aż ciepło rozleje się z błękitu nieba.
Przyroda powoli w barwy się ubiera,
Jak pomidor na krzaczku koloru nabiera.
Mama z córeczką na spacer się wybrały,
Spostrzegły motylki, co wkoło drzew latały.
Widok ów był niebywały,
Przecież dopiero co śniegi stopniały!
Motylki wesoło skrzydłami machały,
Ciepłe promyczki słonka łapały.
Lecz te skrzydełka żółto-zielone,
Całe gładkie, wzorkami nienakreślone,
Zdziwiły się dziewczynki oczka małe
Mamo! One są chyba niedojrzałe!