Pewien mól mieszkania szukał.
W różne miejsca stukał, pukał.
– Chętnie sobie znajdę lokum
W jakimś domku albo w bloku.
Wnet spakował swe manatki
Wyniósł się do górskiej chatki.
– Widok stąd mam znakomity!
Widzę wszystkie piękne szczyty!
Szybko jednak zmienił zdanie:
– Ja tu dłużej nie zostanę!
Tutaj wszędzie jest pod górę!
A ja nie chcę być piechurem!
Zatem przeniósł się ze stoku
Do mieszkania w dużym bloku.
Już nie płakał nad swym losem,
Wszak miał windę… tuż pod nosem!
Lecz po czasie znalazł wady:
– Mieszkać tutaj nie dam rady!
Z każdej strony słychać mole!
A ja jednak spokój wolę!
Więc się wyniósł. Na łódź szwagra,
Bo miejscówka całkiem ładna.
– Tu mam wreszcie spokój, ciszę…
I jak cudnie mnie kołysze!
Po tygodniu zmienił zdanie
– W kółko, ciągle kołysanie!
Ileż można? Ja nie mogę!
Przez to morską mam chorobę!
Wyszedł cały roztrzęsiony
– Jestem wielce zasmucony!
Niespełnione me marzenie!
Gdzie zapuszczę swe korzenie…?
Nagle patrzy… Biblioteka.
Myśli, myśli… Eureka!
– Wezmę wszystkie swoje grajki,
No i wejdę – między bajki!
Tak zamieszkał w bibliotece.
Znalazł swoje miejsce w świecie,
Gdzie szczęśliwy jest i zdrowy.
Taki to jest mól książkowy!