Kuchnia, pokój czy też hol,
Lata sobie wstrętny mol,
Taki wielki, że aż strach,
Na tapecie usiadł; bach.
Ubij drania, krzyknął wuj,
Babcia na to; wnusiu stój,
Roztrzaśniesz go na ścianie,
Ślad kurzu pozostanie…
Głowili się dni wiele,
Jak wygnać to stworzenie,
Może złapać mola w sieć,
Żeby święty spokój mieć.
Wymyślili w końcu tak,
Kiedy babcia da nam znak,
Zapędzimy mola w kąt,
Nie ucieknie nigdy stąd.
Nagle słychać głośny trzask,
Dziadka krzyk i babci wrzask,
Stało się strasznego coś,
Upolował mola ktoś.
Wszystkie mole wyszły z dziur,
I jak milion tycich wiór,
Zamieniły cały dom,
W starą szopę z dziadka stron.
Z książek, z kuchni, z wszystkich szaf,
Pędzą gdzieś na chybił traf,
Zamiast ludzi teraz tam,
Mieszka mol i nie jest sam.