część III
WYSTĘPUJĄ:
– Narrator
– drużyna Ssaków w składzie: Słoń, Byczek, Zebra, Wielbłąd, Jeż
– drużyna Robaków w składzie: Mrówka, Stonoga, Szczypawka, Żuczek, Biedronka
– Sędzia Kret
– kibice Robaków
– kibice Ssaków
NARRATOR:
W przerwie meczu trwały intensywne dyskusje kibiców przybyłych na leśną łąkę. Większość z nich jest zdumiona postawą robaków i to im właśnie kibicuje. Ale są też tacy, którzy spodziewają się odwrócenia sytuacji w drugiej połowie i wygranej meczu przez Ssaki, które przecież dominują nad Robakami, zwłaszcza fizycznie. Ale jak to w sporcie bywa nie zawsze wygrywa faworyt, nie zawsze wygrywa silniejszy. Wszystko się może zdarzyć.
Wkrótce się przekonamy, bo właśnie Pan Kret wkłada gwizdek do pyszczka i przywołuje obie drużyny na środek boiska.
Za chwilę rozpocznie się druga połowa meczu.
KIBICE SSAKÓW:
Już za chwilę, za chwileczkę
Ssaki was przerobią w sieczkę
KIBICE ROBAKÓW:
Ssaki mają siłę byka
Lecz w grze liczy się taktyka
Nie wystarczą silne kości
Kiedy brak umiejętności
NARRATOR:
Robaki na komendę sędziego natychmiast stanęły na nogi gotowe do gry. Ssakom dużo trudniej było pozbierać się z trawy. Czyżby braki kondycyjne? Jeśli tak, to Ssaki mogą w drugiej połowie biegać z wywalonymi ze zmęczenia jęzorami, co nie wróży im raczej sukcesu…
Pierwszą połowę rozpoczynały Robaki, drugą rozpoczną Ssaki, a konkretnie Wielbłąd.
WIELBŁĄD:
Jeżyk, bądź gotowy, tobie podam piłkę
Ja biegnę pod bramkę, będę tam za chwilkę
Na podanie czekam na polu karnym Mrówki
Spróbuję ją zaskoczyć celnym strzałem z główki
NARRATOR:
Jeż przyjął piłkę od Wielbłąda, ominął Stonogę, której rozwiązał się but na siedemdziesiątej drugiej nodze i właśnie wiązała sznurówki, a następnie chciał ominąć Szczypawkę, ale ta zrobiła wślizg, nie trafiając w piłkę tylko w bok Jeża nadziewając się na jego kole. Jeż biegł dalej nie zauważając, że Szczypawka krzyczy z bólu nabita na jego kolce.
SZCZYPAWKA:
Zatrzymaj się Jeżu, odwróć na bok szyję
Nie widzisz, że cierpię, z bólu jak wilk wyję?
NARRATOR:
Faktycznie, gdyby nie interwencja sędziego Jeż biegałby tak po boisku z nabitą na kolce Szczypawką. Pan Kret odgwizdał faul, gdyż winna całego zajścia była Szczypawka, która nie trafiła w piłkę tylko w Jeża. Byczek pomógł Szczypawce i ściągnął ją z kolców Jeża, choć kosztowało go to kilka bolących ukłuć. To było zagranie fair play, brawo Byczek!
Do piłki podszedł Byczek krzycząc:
BYCZEK:
Czekajcie w polu karnym na piłkę moje Ssaki
Za chwilę będzie remis, bójcie się Robaki!
NARRATOR:
Byczek celowo krzyknął tak głośno, by wszyscy myśleli, że będzie z rzutu wolnego dośrodkowywał, ale on miał w głowie inny, chytry plan. Postanowił, że strzeli bezpośrednio na bramkę i zaskoczy wszystkich, a zwłaszcza bramkarza, Mrówkę.
Wziął długi rozbieg, wypuścił powietrze z nozdrzy i rozpoczął szarżę na piłkę. Uderzył w nią kopytem z takim impetem, że mur Robaków, czyli Żuczek i Biedronka, od powiewu wiatru został zdmuchnięty na wysokość najwyższego drzewa i tylko dzięki posiadaniu skrzydeł udało im się bezpiecznie wylądować w trawie. W tym czasie piłka z ogromną siłą i prędkością leciała w kierunku bramki. W ostatniej chwili Stonoga stanęła na pierwszych dwudziestu nogach, wybiła w górę pozostałe osiemdziesiąt, a te lekko dotknęły piłkę zmieniając tor jej lotu, sprawiając, że poleciała nad poprzeczką w krzaki, kolejny raz zrzucając na ziemię siedzących tam kibiców, którzy krzyknęli:
KIBICE:
Uważaj co robisz, nie strzelaj na hurra!
Co najmniej pięć ptaków straciło swe pióra!
NARRATOR:
Oczywiście sędzia odgwizdał rzut rożny, ale nic z tego nie wyszło. Ssaki albo strzelały nie trafiając w bramkę, albo mrówka pięknymi paradami wybijała celne piłki ze światła bramki. Co rusz piłka , lub rozpędzone Ssaki, lądowały w krzakach wywołując zamieszanie i zagrożenie wśród siedzących tam kibiców.
Czas uciekał, Ssaki, z coraz dłuższymi jęzorami na wierzchu, za wszelką cenę próbowały zmienić wynik meczu na swoją korzyść. Biegały jak szalone tracąc coraz więcej sił, ale wynik meczu nie ulegał zmianie. Robaki umiejętnie schodziły im z drogi, a Ssaki biegały i strzelały na oślep nie potrafiąc zmienić wyniku meczu i co chwila lądowały w krzakach nie mogąc wyhamować swoich rajdów.
Kiedy zostało ostanie pięć minut Ssaki nie miały już siły, by biegać za piłką. Zebra, Byczek, Wielbłąd i Jeż ledwo powłóczyły nogami i z trudem łapały oddech. Już wiedziały, że zostały pokonane. Po chwili padły na trawę nie mogąc zrobić najmniejszego ruchu.
Taka była taktyka Robaków. Niech Ssaki biegają aż padną i nie będą mogły się podnieść. I ta taktyka się sprawdziła.
ZEBRA:
Starałam się bardzo, jak ktoś mnie zapyta,
Lecz nie mam już siły, by podnieść kopyta
WIELBŁĄD:
Ja też mam już dosyć, garby ledwo noszę
Niech sędzia już kończy, panie Krecie, proszę!
NARRATOR:
Zostało jeszcze pięć minut do końca drugiej połowy i Robaki nie zamierzały kończyć meczu przed czasem. Widząc, że Ssaki nie mają sił podnieść się z trawy, Stonoga podbiegła do piłki i czterdziestą piątą nogą kopnęła ją w stronę bramki, nad leżącym Byczkiem, który nie miał nawet siły podnieść głowy, a co dopiero całe swoje umięśnione ciało. Piłka poleciało w stronę Żuczka, który przyjął ją na klatkę piersiową, jak na rasowego piłkarza przystało i zastopował ją prawą nogą. Był sam na sam ze Słoniem, bramkarzem Ssaków, który jako jedyny z drużyny miał trochę sił, gdyż najmniej biegał. Nie zastanawiając się ani chwili Słoń ruszył w kierunku Żuczka chcąc trąbą wybić mu piłkę spod nóg, ale nie zdążył. Żuczek przelobował piłkę nad Słoniem wprost pod nogi Biedronki, a ta bez trudu trafiła nią do pustej bramki. Goooool! 2:0 dla Robaków! Sensacja!
KIBICE ROBAKÓW:
No brawo Robaki! Jesteście mistrzami!
To nie lada wyczyn wygrać ze Ssakami!
BYCZEK:
Zabrakło nam taktyki i umiejętności
Z kondycją też nie tęgo, bolą mięśnie, kości
ZEBRA:
Przez myśl mi nie przeszło, że przegrać możemy
Rozmiar to nie wszystko, teraz już to wiemy
JEŻ:
Wygrały robaki, choć źle się z tym czuję
Mam dla nich szacunek i im gratuluję
NARRATOR:
Sędzia Kret odgwizdał koniec meczu. Gdy już Ssaki odzyskały nieco sił, podniosły się i poszły pogratulować zwycięzcom, ściskanym przez szczęśliwych, kibicującym im kibiców. To piękny gest z ich strony i przejaw szacunku dla zwycięzców. I tak powinna wyglądać prawdziwa sportowa rywalizacja.
Mało kto, prócz niewielu wiernych kibiców, wierzył w taki przebieg spotkania i taki wynik. Robaki, skazywane przez większość mieszkańców lasu na przegraną, pokazały, że sport jest nieprzewidywalny, a faworyci nie zawsze są zwycięzcami. I całe szczęście, że tak jest. Gdyby tak nie było, nie byłoby emocji, rywalizacji. Byłoby przewidywalnie, czyli nudno. Dzięki temu sport jest piękny!
Czy będzie rewanż? Pewnie tak. Ale kiedy? Nie wiadomo. Może uda się skompletować inne drużyny? Np. drużynę gadów, może drużynę ptaków? Czas pokaże.