Maluch wyciera mokry nos w rękaw,
kichają małpy w zoo ogrodzie,
mysz od kataru sapie i stęka,
jesiotr zaraża katarem w wodzie.
Katar zalewa morze i góry.
Jest już w Wąchocku, Rabce, Szprotawie.
Kicha samolot w niebie na chmury,
zakatarzone kaczki na stawie.
Wójt zasmarkany, głowa jak bania.
Katar w urzędzie, pomór, panika.
Nie ma wytycznych w sprawie kichania.
Jak zwalczać katar i czym oddychać.
W mieście garnizon przejął tę sprawę,
w armii stworzono sztab kryzysowy.
Przez epidemię zamknięto nawet
do odwołania szpital wojskowy.
Pilnie potrzebny wagon z chustkami.
Bez nich apteki zamkną w powiecie.
Wywieszą kartkę dla zasmarkanych:
„Zawiadamiamy, że brak chusteczek”.
Katar, w te pędy, dotarł do sądu,
dopadł trzech świadków, sędziowską ławę.
Zawilgotniałe akta do wglądu –
sędzia z wokandy odroczył sprawę.
Trębacz na wieży trąbi w chusteczkę.
Stado trąbalskich idzie ulicą.
Tłum kichających przejął pałeczkę,
szturmem są brane gminne lecznice.
Jest już ustawa w sprawie kichania:
„Siewca bakterii poniesie karę”,
bo konstytucja tego zabrania,
żeby wychodzić z łóżka z katarem.