Nieopodal rzeczki, na zielonej łączce
Mieszkał w swojej norce malutki zajączek,
Nie był ani brzydki, ani urodziwy,
Miał wszystko, co trzeba, lecz nie był szczęśliwy.
Gdy na niebie złote świeciło słoneczko,
Okropnie narzekał, że gorąco deczko,
Kiedy deszczyk padał na zieloną łączkę,
Wszyscy się cieszyli, no… poza zajączkiem…
Gdy go odwiedziła najbliższa rodzina
„Po co żeście przyszli?!” – przywitał kuzyna,
Lecz gdy nikt nie zajrzał do norki szaraka
„Jestem sam, jak palec, moja dola taka!”
Kiedy w odwiedziny poszedł do wróbelka,
Narzekał na niego, że za głośno ćwierka,
A gdy innym razem odwiedził bociana,
Marudził, że bocian klekocze od rana,
Krzyczał, żeby pszczoła przestała wciąż bzykać,
Pomstował na świerszcza, że ten w zbożu cyka,
Zrzędził, że krowa na łączce ryczała,
Złościł się, gdy kura głośniej zagdakała,
Zbeształ starą sowę, że nad lasem fruwa
I obraził świnię mówiąc, że jest gruba.
Nie lubił nikogo i nie miał przyjaciół,
Gorzkniał coraz bardziej, bo czuł, że coś traci,
Że umyka mu w życiu to, co najważniejsze
I to chwila ostatnia, by odnaleźć szczęście.
Poszedł więc zajączek po rozum do głowy
I przestał narzekać, odtąd nie ma mowy,
Nie będzie nikomu już sprawiał przykrości,
Nie będzie marudził, nie będzie się złościł,
Przeprosi każdego z osobna, szczerze…
Myślisz, że się uda? Głęboko w to wierzę!