Czasem w głowie się nie mieści,
jakie krążą opowieści.
Na podwórku, Zuzia mała,
wczoraj tak się przechwalała:
– W moim domu, pod tapczanem,
leżą owce wraz z baranem
i nie wspomnę o zwierzynie,
która sypia na pierzynie.
W sklepie mięsnym rankiem stałem
i rozmowę podsłuchałem.
Jaś przysięgał swojej mamie,
że zjadł konia na śniadanie.
Adaś widział jak na łące,
pokłóciły się miesiące
i afera wyszła taka,
że nie będzie więcej lata.
Mocno się pobiły raki.
To widziały przedszkolaki.
O co poszło? – Szkoda gadać,
jeden z krabów w przód chciał chadzać.
A w oborze mleczne krowy,
zbudowały pas startowy.
Będą latać niczym ptaki.
– tak mówiły dziś pierwszaki.
Szczupły Julek, sześciolatek,
to ancymon i gagatek.
Chwalił się, że uszy, szyję,
rączki, buzię co dzień myje
śmiejąc się do lustra szyby.
– Ale zmywał brud na niby.
Piegowata, ruda majka,
kwadratowe jadła jajka.
I maluchy, i starszaki,
chociaż w ząbkach mają braki,
to od świtu do szarówki,
referują bajki z główki.
Ot w najdalszym nawet kraju,
tak w dziecięcym jest zwyczaju,
fantazjować gdy się rośnie,
bo się z tego wnet wyrośnie.