Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the really-simple-ssl domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /home/u289902055/domains/urwisow.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6114

Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the wpforms-lite domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /home/u289902055/domains/urwisow.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6114

Notice: Function _load_textdomain_just_in_time was called incorrectly. Translation loading for the wordpress-seo domain was triggered too early. This is usually an indicator for some code in the plugin or theme running too early. Translations should be loaded at the init action or later. Please see Debugging in WordPress for more information. (This message was added in version 6.7.0.) in /home/u289902055/domains/urwisow.pl/public_html/wp-includes/functions.php on line 6114
Głupcio żeglarz - Potyczka z Wąsalem - tekst - wiersz dla dzieci - urwisow.pl
Głupcio żeglarz – Potyczka z Wąsalem
Wiersz

Głupcio żeglarz – Potyczka z Wąsalem

Autor: Leszek Sulima Ciundziewicki

Niedaleko a wręcz blisko,

tuż przy rzece jest mrowisko,

w którym wartko płynie życie,

w bardzo słodkim dobrobycie.

Powód tego jest dość prosty,

mrówki od ostatniej wiosny,

o czym dobrze wiecie sami,

znoszą cukier tu workami.

Gdzieś w cukrowni manko mają

i złodziei wciąż szukają.

Nadal jednak nic nie wiedzą,

że ich cukier mrówki jedzą.

Jednak wróćmy do mrowiska

i przyjrzyjmy mu się z bliska.

Nadszedł właśnie czas wieczerzy,

każda mrówka więc tam bieży.

Rozpalono trzy ogniska

suchą słomą ze ścierniska.

Już przybyły tu kucharki,

rozkładając swoje garnki.

Cukier z wodą w nich mieszają,

słodki karmel zagrzewają.

Pyszne ciasta i bułeczki,

miód od pszczółek prosto z beczki.

Stoły jadłem zastawione

i kwiatami ozdobione,

na nich czyste kubki, miski,

gdyż kolacji czas już bliski.

Nie minęło wiele czasu,

gdy z najdalszych głębin lasu,

po codziennym swym wysiłku

siadły mrówki do posiłku.

Jadły karmel, wodę piły,

doskonale się bawiły

i tak o zachodzie słońca

uczta dobiegała końca.

Jednak przed jej zakończeniem

miało miejsce wydarzenie.

Otóż Głupcio, co był królem,

westchnął do królowej czule:

– Powiem szczerze, moja władza

podróżować mi przeszkadza.

Nudzą mnie już te narady,

te problemy, spory, zwady.

Mam też dosyć tych kolacji,

tej okropnej dyplomacji.

Jutro z rana abdykuję

i do drogi jacht szykuję.

W odpowiedzi zaś królowa

powiedziała takie słowa:

– Uszanuję Twoje zdanie,

w trzy dni jacht do drogi stanie.

Płyń i odkryj nowe lądy,

niechaj rzeki naszej prądy

będą cię w opiece miały,

obyś wrócił do nas cały.

Rankiem cieśle i stolarze,

których praca idzie w parze,

w ruch puścili piły, młotki,

rozłupując orzech słodki.

Jedną z łupin wydrążono,

w blasku słońca osuszono,

aby trochę lżejsza była,

dwie godziny się suszyła.

Z drzew w pobliskiej okolicy

nazbierano wnet żywicy,

by uszczelnić nią dokładnie

łódkę z zewnątrz oraz na dnie.

Do pomocy z leśnej łąki

sprowadzono trzy pająki.

Te utkały pajęczyny

na nowiutkie jachtu liny.

Ster wycięto z klonu noska,

z sosny szpilek nowe wiosła.

Cieśla z korka wyciął boję

i zawiesił nową koję.

Kowal wykuł z małej igły

hak kotwicy dość solidny.

Żaglem stanął liść dębowy,

no i jachcik był gotowy.

Głupcio łódką zachwycony,

szybko pozbył się korony,

płaszcz królewski w kostkę złożył,

przy nim berło też położył.

Wskoczył w krótkie swe spodenki,

stary plecak wziął do ręki,

kompas z mapą w plecak wcisnął,

a na twarzy uśmiech błysnął.

Król w żeglarza się przemienił,

gdy ubranie tylko zmienił,

dawna pasja powróciła,

która w sercu zawsze tkwiła.

A tymczasem do łódeczki

znoszą mrówki wciąż woreczki,

te z jedzeniem, tamte z piciem,

by umilić Głupcia życie.

Głupcio jeszcze zjadł śniadanie,

skończył łodzi pakowanie,

pijąc kubek ciepłej kawy,

był gotowy do wyprawy.

Jacht na rzekę zwodowano,

głośno Głupcia pożegnano,

on żagielek wnet ustawił,

z prądem rzeki łódkę spławił.

Tnie łódeczka fale rzeki,

płynąc bystro w świat daleki,

Głupcio ster jej zręcznie trzyma,

swoją podróż rozpoczyna.

Siedzi sobie w swej szalupie,

liść sałaty smacznej chrupie,

od trzech godzin wiatr nie wieje,

przez co się niewiele dzieje.

Żagiel zwiotczał już od słońca,

flauty też nie widać końca,

lecz niespodziewanie z dala

nadpłynęła wielka fala.

Łódka cała się zachwiała,

pokład woda wnet zalała.

Głupcio zerwał się z swej koi

i na nogach mocno stoi.

Żagiel szybko w rulon zwinął,

sam zaś się przewiązał liną.

Jeszcze jeden przechył łódki

może mieć tragiczne skutki.

Jakby tego mało było,

coś się z wody wynurzyło.

Patrzy, potwór, nie do wiary-

ma na głowie okulary.

Wielki łeb i wąsy czarne,

Głupcio myśli: szanse marne,

abym wyszedł z tego cało,

ale krzyknął bardzo śmiało.

– Ktoś ty, gadaj, czego chcesz?

Jak mój jacht kołysać śmiesz?

Na to potwór głośnym basem:

– Nie przesadzasz, mrówko czasem?

Jam jest sum Wąsalem zwany,

ze swej siły wszystkim znany.

To ja w rzekach zrywam sieci

i to mnie się boją dzieci.

I o ile dobrze wiem,

twą łódeczkę zaraz zjem.

Głupcio krzyknął do Wąsala:

– Trzymaj się od łódki z dala,

bo z twych wąsów warkocz zrobię,

którym łeb ci przyozdobię.

Albo sprzedam je na rynku,

za maleńkie ziarnko kminku.

Mając w słowach tych uciechę,

Wąsal parsknął głośnym śmiechem,

wodą przy tym się zachłysnął,

dostał czkawki, okiem błysnął.

Głupcio tylko na to czekał,

ani chwili więc nie zwlekał.

Hak kotwicy w suma cisnął

i na linie swej zawisnął.

Zawył z bólu sum w swej złości,

nabrał w moment więc prędkości,

w górę na pół metra skoczył

i się w bestię przeistoczył.

Cielsko napiął, płetwę schował

i pod wodę zanurkował.

Głupcio myśli: To nie żarty,

sum naprawdę jest uparty.

Lejce z wąsów mocniej ściągnął

i z głębiny go wyciągnął.

Walka weszła w drugą turę,

sum wysoko skoczył w górę.

Strącić z karku chce natręta,

sytuacja – niepojęta.

Jak kozica Wąsal skakał,

pluł, złorzeczył, głośno sapał.

Po godzinnej prawie walce,

Głupcia tak bolały palce,

że już tylko hart i duma,

wciąż ciągnęły wąsy suma.

Ten się jednak nie poddawał,

wszak olbrzyma z niego kawał,

słabł z godziny na godzinę,

mając wciąż smutniejszą minę.

W końcu zawył: Puść, wygrałeś,

mnie Wąsala pokonałeś.

Nie wytrzymam tego długo,

od dziś będę twoim sługą.

Spełnię wszelkie twe rozkazy,

ile tylko zechcesz razy.

Weź tę maku odrobinę,

gdy ją potrzesz, wnet przypłynę.

Głupcio w głowę się podrapał,

ziarnko maku w dłonie złapał,

krzyknął do Wąsala w biegu:

– Chcę natychmiast być na brzegu!

Rzucił linę mu do pyska.

– holuj łódkę do mrowiska.

Jestem mokry i zmęczony,

chyba będę przeziębiony.

Katar mnie na pewno czeka,

potrzebuję miodu, mleka.

Chcę do domu, chcę do łóżka,

gdzie jest kołdra i poduszka.

Sum posłusznie chwycił liny,

ciągnąc łódź w kierunku trzciny,

która przy mrowisku była,

od fal rzeki je chroniła.

Gdy już jacht tam doholował,

w ciemną głębię zanurkował,

machnął jeszcze raz ogonem

i popłynął w swoją stronę.

Tekst © Copyright by Leszek Sulima Ciundziewicki

UdostępnijFacebookX
Dołącz do dyskusji

Instagram

Instagram has returned empty data. Please authorize your Instagram account in the plugin settings .

Please note

This is a widgetized sidebar area and you can place any widget here, as you would with the classic WordPress sidebar.