……..sprawa jest taka:
Franio odwiedził raz miasto Kraka
Pokręcił się po Wawelu
jak przed nim wielu
Potem z zadumą oglądał Wisłę
gdy coś przerwało ciszę
nagle usłyszał jakby z podziemi
groźne dudnienie
Zwabiony tym wołaniem
bez chwili wahania
odważnie zszedł do lochów
(Lochy to często siedliska smoków)
Kręte schody w dół prowadziły
serduszko Frania szybciej biło
z wrażenia, nie ze strachu
bo to nasz mały bohater
Lecz smocza jama pusta była
dokąd gadzina wybyła?
Franio do wyjścia pobiegł
oślepiło go słońce
nie, to nie słońce, to ogień
Wydało się w końcu
że to smok ogniem zionął
Franek stanął jak wryty
ledwo ochłonął
widok był niesamowity
Smok stał tam dumnie
otoczony tłumnie
przez gapiów gromadkę
schrupać kogoś miał chrapkę
Rozglądał się wokół
zaatakować gotów
Lecz Franio był przygotowany na tą wycieczkę
wyjął z plecaka siarczystą owieczkę
rzucił ją pod smoka nogi
i już nie był smok taki wrogi
Owieczkę schrupał ze smakiem
i Frania obdarzył buziakiem
(zamiast siarki Franek wsypał do owieczki soli
co rozmiękczyła smocze serducho)
Nikt już się smoka nie boi
każdemu raźniej na duchu
Ludzie szczęśliwi bardzo byli
i Frania na rekach po cały Krakowi nosili!
Nikt już też od smoka nie uciekał
bo smok się szeroko uśmiechał
Odtąd miał nowe, przyjemne zajęcie
– każdy sobie ze smokiem mógł zrobić zdjęcie