Nie ma na całym świecie strojnisi
Większej od naszej małej Monisi.
W jej szafie z dziesięć sukni balowych,
Pięć koktajlowych, sześć wizytowych.
Bluzek, bluzeczek, mini spódniczek
Sweterków tyle – nawet nie zliczę!
Do tego spodnie, golfy, apaszki
I kapelusze – ot, fatałaszki!
Samych żakietów jest ze trzydzieści
Aż dziw, że szafa to wszystko zmieści!
Nasza Monisia, nim zje śniadanie,
Zaczyna ubrań swych przymierzanie.
Dobiera stroje i stroi miny;
Na tym jej mija ze dwie godziny,
Nim zestaw ubrań w pełni skompletuje.
– Bo czy ta bluzka na pewno pasuje?
Spódniczka gładka a może w prążki?
Koszula w paski czy raczej w groszki?
Spodnie czy suknię – co dziś założę?
Monisia decyzji podjąć nie może.
– Na przykład sukienkę z falbaną?
– Nie, bo Zuzia ma taką samą.
– A w różowym kombinezonie?
– Był modny w ubiegłym sezonie!
– W tunice w barwne bohomazy?
– W tej już byłam dwa razy!
– A w tej sukni? – Niezła próba,
Przecież ona mnie pogrubia!
– No to w koronkach i w kamizelkach
Albo w dżinsowych spodniach na szelkach
I w bluzce w żółte kokardki…
Tak się ubrań potok wartki
Przez Monisi toczy garderobę –
Wszędzie ciuszki kolorowe,
Lecz wybrać żadnego nie może.
– I co ja na siebie założę
Na urodziny do Karoliny?
Spędziła tak bite cztery godziny.
Dzień cały będzie wątpliwości mnożyć.
Nie pójdę – zdecyduje – Nie mam co na siebie włożyć!