Nie mam zgoła nic do kaczek.
Podpisano:
Twój ślimaczek.
* * *
Czasem tylko – po kryjomu
I nie mówiąc nic nikomu
Śnił, że kiedyś – dla zaczepki
Ktoś go dotknie łebkiem lepkim.
Przypuszczając, że to krety,
Krzyknie ślimak: – Gwałtu! Rety!
A to będzie paszcza pół-lwia
Dostojnego pana żółwia,
Który cały – oprócz miski
Jest podobnie, jak on, śliski.
Cała nawet kretów tłuszcza
Tego zgoła nie przypuszcza,
Czym być może dla ślimaka
Poufałość czyjaś taka,
Bo nikt nie wie, jak samotnym
Może stać się ślimak błotny.
Dnia pewnego – sam, jak zwykle,
Choć na żabach znał się nikle,
Chociaż pływał jeszcze słabo,
Zawarł wreszcie przyjaźń z żabą.
Od tej pory już nie płacze
Niezrównany nasz ślimaczek,
Lecz po prostu – tak to bywa –
Razem z żabą w stawie pływa
Z euforią absolutną.
Lecz, że w wierszu było smutno,
By uchronić się przed błędem,
Wiersz zakończę happy endem:
Kto zasiewa żniwo we łzach,
Ten w radości później pełza.